Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 41 takich demotywatorów

Może jeszcze frytki do tego? –  14 godz. 8Warszawa praga południePraca szuka czlowieka!!!Do mojej 3 letniej córki Natalki potrzebuje opiekunki5 dni w tygodniu 6:00-18:00Niania powinna być kobieta i miec doswiadczenie zdziecmi, umiec robic podstawowe animacje izabawy, umiec smacznie i zdrowo gotowac isprzatac. Potrzeba takze wyprowadzic psaowczarek niemiecki 3 razy w ciagu dnia oczywisciezabrac dziecko w wuzeczkuMile widziane nauka gry na jakims instrumenciemuzycznym Np kibordStawka 9zl/h netto po okresie próbnym 10zl nettoProsze wysylac cv w wiadomości prywatnejPozdrawiam
Ten dzieciak ma najlepszeopiekunki na świecie –  0:11wwWy
0:19
To jego honorarium za doradztwo przy konferencji bliskowschodniej – Minister Sikorski wspiera bydgoską placówkę od dawna, przekazując jej swoje honoraria za różne aktywności. Do tej pory jednak informacje o tym nie trafiały do wiadomości publicznej.- Radosław Sikorski jest właściwie patronem naszej placówki - zdradzają opiekunki z Bydgoskiego Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych. - Od lat przekazuje nam swoje wpłaty, które idą np. na prezenty urodzinowe albo organizację Dnia Dziecka dla naszych podopiecznych
W sumie wszystko się zgadza –  I jak tam się czujesz wroli opiekunki?Spoko, oglądamy filmJak ziomek zabijaswojego brata i próbujemu stuknąć panienkę :oKróla Lwa :3Jaki? :)WTF, ten dzieciak niema czasem 6 lat?! CoWy oglądacie???
Pierwsza z nich, 34-latka, miała w organizmie 1,2 promila alkoholu. Natomiast druga z opiekunek (37-latka) miała 3,8 promila – Przedszkolanki miały pod swoją opieką dziesięcioro dzieci w wieku od niecałych trzech do sześciu lat 37X
A bonusowo może jeszcze podszkolić mamusię z ortografii –  14 godz. 8Warszawa praga południePraca szuka czlowieka!!!Do mojej 3 letniej córki Natalki potrzebuje opiekunki5 dni w tygodniu 6:00-18:00Niania powinna być kobieta i miec doswiadczenie zdziecmi, umiec robic podstawowe animacje izabawy, umiec smacznie i zdrowo gotowac isprzatac. Potrzeba takze wyprowadzic psaowczarek niemiecki 3 razy w ciagu dnia oczywisciezabrac dziecko w wuzeczkuMile widziane nauka gry na jakims instrumenciemuzycznym Np kibordStawka 9zl/h netto po okresie próbnym 10zl nettoProsze wysylac cv w wiadomości prywatnejPozdrawiam
 –  OPIEKUNKA POSZUKUJĘ PEŁNOLETNIEJ OPIEKUNKI DLA CÓRKI (8 LAT), KTÓRA SZUKA DORYWCZEJ PRACY. W GRĘ WCHODZI PAROGODZINNA OPIEKA POPOŁUDNIAMI 3 DNI W TYGODNIU. CÓRKA CHODZI DO SZKOL ZAINTERESOWANYCH PROS
 –
0:36
 –  Madka, kiedy wycenia swoją pracę jako opiekunka swojego dziecka Madka, kiedy wycenia pracę innej opiekunki, która ma się zajać jej dzieckiem
Grupa dzieci i ich opiekunki uczestniczące w szkolnej wycieczce pieszo poruszały się drogą tuż przy pędzących z zawrotną prędkością samochodach. To przerażające nagranie trafiło do sieci i wywołało falę komentarzy – Do zdarzenia doszło 16 listopada w Chorzowie. Z ustaleń policji wynika, że dzieci podróżowały autokarem, który miał kolizję na Drogowej Trasie Średnicowej w Chorzowie na jezdni w kierunku Katowic. Policjanci wyjaśniają okoliczności tego zdarzenia pod kątem narażenia dzieci na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Jak powiedział policjant z biura prasowego chorzowskiej komendy, gdyby grupa poczekała po kolizji przy autobusie, policjanci wstrzymaliby ruch i przeprowadzili uczniów oraz opiekunów w bezpieczne miejsce
0:35
W dniu swojej śmierci, jako ostatnie słowa powiedziała do swojej opiekunki: "Kocham Cię, jesteś dobra" –
 –
 –

Historia psa, który z łzami w oczach pokonał dystans 200 km, by odnaleźć swoich właścicieli

Historia psa, który z łzami w oczach pokonał dystans 200 km, by odnaleźć swoich właścicieli – Historia Maru, bulmastiffki z rosyjskiej hodowli jest poruszająca, tym bardziej że od tego pięknego, spokojnego psa wprost bije smutek i zwątpienie.Maru miała cztery miesiące, kiedy została kupiona przez parę z Krasnojarska i przez 6 miesięcy żyła życiem każdego szczęśliwego szczeniaka. Ganiała za piłką, chodziła na spacery, gryzła kapcie swoich właścicieli. Po tym czasie jednak jej rodzina doszła do wniosku, że jednak nie mogą pozwolić sobie na psa i tłumacząc się alergią na sierść, postanowiła ją oddać.Skontaktowali się z Allą Morozovą, właścicielką hodowli, w której Maru przyszła na świat i poprosili ją, by przyjęła psiaka z powrotem do siebie."Umówiłam się z nimi, że Maru wraz z opiekunem pojedzie pociągiem z powrotem do Nowosybirska. W ten sposób miała wrócić do mojej hodowli" – relacjonuje Alla. Jak wyjaśniła przed sprzedaniem małej Maru podpisała z jej nowymi właścicielami umowę, która nakazała im kontakt, w razie, gdyby z jakiegoś powodu nie chcieli się nią już dłużej opiekować. Psiak miał jednak inne plany. Maru nie chciała porzucać swojej rodziny, przy pierwszej lepszej okazji uciekła z pociągu.Właściciele odstawili Maru na pociąg, więcej nic ich już nie obchodziło. Mieli problem z głowy. Pod opieką pracownicy Alli, Maru wyruszyła koleją do Nowosybirska. Kiedy pociąg zatrzymał się na maleńkiej stacji niedaleko Achinska, uciekła od opiekunki. Kopnęła łapą drzwi i „wyskoczyła jak kula armatnia” w noc. Udało jej się uciec z pociągu, opiekunka wołała za nią, ale Maru nie wróciła. Jak stwierdziła Morozowa, pies miał atak paniki, właściciele zniknęli mu z oczu i chciał do nich wrócić. Problem był jeden – pociąg zdążył ujechać ponad 200 kilometrów!Rozpoczęły się poszukiwania bulmastiffki. Alla Morozova chciała w nie zaangażować byłych właścicieli psiaka, ale odmówili. – Oddali psa i przestał ich obchodzić – stwierdziła właścicielka hodowli. Jak powiedziała, wcale nie zależało im na losach Maru, która błądziła nocą po rosyjskich lasach. To już nie był ich problem. Morozova uruchomiła wszystkie swoje kontakty, by znaleźć zgubę. Rozdawała ulotki, powiadomiła media. Szczęśliwie zwierzę znalazło się zaledwie dwa i pół dnia później w przemysłowej dzielnicy Krasnojarska – gdzie Maru mieszkała ze swoimi właścicielami.Właścicielka hodowli powiedziała, że ​​to „szczęście”, że podczas tej podróży Maru nie zaatakował żaden niedźwiedź ani wilk. Przypuszczała, że Maru musiała wędrować z powrotem wzdłuż torów, aż do rodzinnego miasta. Na stacji, gdzie ją porzucono, nikt jednak nie czekał. Gdy ją znaleziono, Maru była niesamowicie zmęczona. Miała poranione, zdarte łapy i pyszczek. Wolontariusze, którzy ją odnaleźli powiedzieli, że w jej oczach szkliły się łzy. Aktualnie Maru znajduje się w swojej dawnej hodowli w Nowosybirsku. Tam otrzymała właściwą pomoc medyczną, a Alla Morozova robi wszystko, aby pomóc wrócić jej do normalnego życia."Gdy będzie na to gotowa, zacznę szukać jej nowego domu. Nigdy więcej nie pozwolę jej nikomu skrzywdzić" – zapowiada.
Lepszej opiekunki do dzieci nie znajdziecie –
0:08
Jest na nim zawodniczka ekipy Quilmes - Daniela Palma. Jedna z najlepszych zawodniczek w całej lidze, która podczas niedawnego spotkania o punkty dość nieoczekiwanie poprosiła o zmianę – Kłopoty zdrowotne? Zmęczenie? Nic z tych rzeczy. Pani Daniela poza futbolem studiuje kinezjologię. W ostatnim czasie z wiadomych powodów uczyła się zdalnie i w taki sam sposób miała zdawać jeden z egzaminów. Pech chciał, że przypadł on na ten sam dzień co mecz.Kobieta zrobiła więc swoje na murawie, po czym zeszła z placu gry, by punktualnie zdawać egzamin na laptopie. Jak przyznała w wywiadzie dla jednego z portali, pracuje jako opiekunka dla dzieci i tamtego dnia spędziła poranek w pracy, potem od razu pojechała na mecz (w trakcie którego zdała egzamin), a następnie wróciła do swoich obowiązków opiekunki
Uratowali autobus z innymi uczniamipo tym jak kierowca miał zawał – Było o krok od tragedii. Kiedy kierowca szkolnego autobusu stracił przytomność, tylko dzięki odwadze i błyskawicznej reakcji dwóch nastolatków udało się zapobiec katastrofie.Autobus wiózł 19 dzieci do Szkoły Podstawowej nr 4 w Olecku. W pewnej chwili prowadzący pojazdem stracił przytomność i osunął się na boczną szybę. Potem okazało się, że doznał ataku serca. Autobus zaczął gwałtownie skręcać i niebezpiecznie zmierzał w stronę rowu. Na krzyk opiekunki dwóch nastolatków Jakub (15 lat) i Adrian (13 lat), którzy siedzieli z tyłu pojazdu,  szybko zerwali się z foteli i pospieszyli z pomocą. Kuba złapał za kierownicę, wyprostował ją, wcisnął sprzęgło i wrzucił luz. Adrian wyjął kluczyki ze stacyjki i zatrzymał autobus.Niestety 63-letniego kierowcy autobusu nie udało się uratować, mimo że reanimację prowadzono godzinę Było o krok od tragedii. Kiedy kierowca szkolnego autobusu stracił przytomność, tylko dzięki odwadze i błyskawicznej reakcji dwóch nastolatków udało się zapobiec katastrofie.Autobus wiózł 19 dzieci do Szkoły Podstawowej nr 4 w Olecku. W pewnej chwili prowadzący pojazdem stracił przytomność i osunął się na boczną szybę. Potem okazało się, że doznał ataku serca. Autobus zaczął gwałtownie skręcać i niebezpiecznie zmierzał w stronę rowu. Na krzyk opiekunki dwóch nastolatków Jakub (15 lat) i Adrian (13 lat), którzy siedzieli z tyłu pojazdu,  szybko zerwali się z foteli i pospieszyli z pomocą. Kuba złapał za kierownicę, wyprostował ją, wcisnął sprzęgło i wrzucił luz. Adrian wyjął kluczyki ze stacyjki i zatrzymał autobus.Niestety 63-letniego kierowcy autobusu nie udało się uratować, mimo że reanimację prowadzono godzinę
Trochę informacji o najstarszej Polce, która ostatnio świętowała swoje 115. urodziny: – Miała 12 lat, gdy Polska odzyskała niepodległość. Przeżyła dwie wojny światowe. Pamięta świat, który już nie istnieje. Jest najstarszą Polką, trzecią najstarszą osobą w Europie i ósmą na świecie.Tekla Juniewicz (115) urodziła się 10 czerwca 1906 r. w Krupsku, na terenie ówczesnych Austro-Węgier, obecnej Ukrainy, 40 km od Lwowa.Jej matka Katarzyna zmarła w wieku zaledwie 30 lat, podczas I wojny światowej. Ojciec Jan Dadak najął się u hrabiego Lanckorońskiego do pracy przy stawach. Wychowaniem małej Tekli zajęły się siostry szarytki, które prowadziły szkołę w Przeworsku, jedną z ochronek, którym patronowała księżna Lanckorońska.Tekla, pieszczotliwie nazywana przez swe opiekunki „Kluską”, pilnie uczyła się szycia i haftu, pracowała też w kuchni, zajmowała się osobami starszymi z pobliskiego domu opieki i z ciekawością chłonęła świat. Miała 8 lat, gdy wybuchła I wojna światowa, 12, gdy Polska odzyskała niepodległość, 21, gdy wyszła za mąż za starszego o 22 lata Jana Juniewicza, i 33 lata, gdy rozpoczęła się II wojna światowa.Po ślubie państwo Juniewiczowie przeprowadzili się do Borysławia, gdzie pan domu zatrudnił się w kopalni wosku ziemnego. Na świat przyszły ich dwie córki: Janina (1928–2016) i Urszula (urodzona w 1929 r.). Pani Tekla przeżyła najstarszą córkę i swoich zięciów. W 1945 r., podczas repatriacji, rodzina jeszcze w komplecie opuściła teren Związku Radzieckiego i po dwutygodniowej podróży pociągiem dotarła do Gliwic, gdzie mąż pani Tekli zatrudnił się w kopalni Sośnica.Po jego śmierci, do 103. roku życia pani Tekla mieszkała sama. Radziła sobie z codziennymi sprawami, paliła w piecu. Później zaopiekowali się nią wnuk i wnuczka. W wieku 111 i 113 lat za poradą śląskiego konsultanta geriatrii dr. Jarosława Derejczyka szczęśliwie przeszła dwie ratujące życie operacje dróg żółciowych, przeprowadzone nowatorską metodą na Oddziale Chirurgii Ogólnej i Onkologicznej w Zagłębiowskim Centrum Onkologii Szpitala Specjalistycznego im. Sz. Starkiewicza w Dąbrowie Górniczej, zostając najstarszą pacjentką, która przeszła ten zabieg

To były czasy!

To były czasy! –  My, urodzeni w latach 50-60-70-80 tych, wszyscy byliśmy wychowywani przez rodziców patologicznych.Na szczęście nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za smarowanie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy.Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli, do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami – bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas później na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień Dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień Dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby.Skakaliśmy z balkonu na odległość. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie. Nikt nie znał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i kto wie jakiej tam jeszcze dys… Nikt nas nie odprowadzał do szkoły. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też koks, szare mydło, Akron z apteki, gumy Donaldy, chleb masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania oczywiście bez rozpuszczania, kredę, trawę, dziki rabarbar, mlecze, mszyce, gotowany bob, smażone kanie z lasu i pieczarki z łąki, podpłomyki, kartofle z parnika, surowe jajka, plastry słoniny, kwasiory/szczaw, kogel-mogel, lizaliśmy kwiatki od środka. Jak kogoś użarła przy tym pszczoła to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię.Ojciec za pomocą gwoździa pokazał, co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na całe życie. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi, ciepłe mleko prosto od krowy, kranówkę, czasami syropy na alkoholu za śmietnikiem żeby mama nie widziała, lizaliśmy zaparowane szyby w autobusie. Nikt się nie brzydził, nikt się nie rozchorował, nikt nie umarł. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z opiekunką.Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę, w noża (oj krew się lała ), skakaliśmy z balkonu na kupę piachu, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę, chłopaki też jak nikt nie widział. Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną albo wodą utlenioną, szorowała ranę szczoteczką do zębów i przyklejała plaster. I tyle. Nikt nie umarł.W wannie kąpało się całe rodzeństwo na raz, później tata w tej samej wodzie. Też nikt nie umarł. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.Nasze mamy rodziły nasze rodzeństwo normalnie, a po powrocie ze szpitala nie przeżywały szoku poporodowego – codzienne obowiązki im na to nie pozwalały. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze” wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw.A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!
Niesamowita historia 12-letniego, niechcianego kundelka o imieniu Gary. Pomimo mrozu, pies w ciągu 5 dni przemaszerował 30 kilometrów, by powrócić do Pani Kasi - kobiety, która przed adopcją tymczasowo się nim opiekowała. Pies tak się zżył z kobietą, że uciekł od swojej nowej rodziny i powrócił do byłej opiekunki – Po tym wysiłku Gary potrzebował trzech dni, by móc się całkiem zregenerować